czwartek, 16 stycznia 2014

Dobre czasy, złe czasy

15 stycznia 2014 roku. Za oknem trwająca trzeci miesiąc szara beznadzieja. W radiu oraz innych mediach mówią wyłącznie o resortowych dzieciach i o jakiejś nimfomance. Zima w tym roku zapomniała nadejść. Klimat zmienia się na Londyński. Szkoda, że rynek pracy nie. 
Mimo ogólnodostępności wszystkiego; światowych trendów, towarów, całej plagi dobrobytu... Naród zdaje się krzyczeć; - Komuno wróć!
I nie ma się co dziwić. Co prawda wtedy nie było dobrobytu. W ogóle nic nie było. Jak wiadomo teraz mamy dobrobyt :)
Yyyyy. Właśnie przeczytałam znaczenie słowa dobrobyt. Albo wszyscy jesteśmy debilami, albo ktoś nas wkręca (co oznacza, że jesteśmy debilami). Otóż z przykrością informuję; nie mamy dobrobytu. 
Ale czym jest dobrobyt? Nabywaniem rzeczy za stadem? Potrzebne czy nie, trzeba mieć? Życiem na i za kredyt/y? Robieniem świństw, udawaniem idioty/tki, żeby dostać lub zachować marną posadę, równie marnie płatną?
Czy może poczuciem własnej wartości, godności osobistej? Wynikającymi między innymi, ale przede wszystkim z posiadania realnej szansy na zatrudnienie, opłacane adekwatnie do kwalifikacji oraz wykonanej pracy? Z posiadania wpływu na własne życie? 
W dzisiejszych czasach mamy wszystko; wolność, swobodę, dostęp do wykształcenia - które nic nam nie daje, bo w naszym kraju kształci się wolnych i swobodnych magistrów, a nie specjalistów w danej dziedzinie. Niestety każdy idiota może mieć kota. I dyplom. Nie zajmuję/interesuję się polityką. Może dlatego, że w Polsce to pojęcie, podobnie jak dobrobyt, to całkowicie mylnie interpretowana fikcja. Jednakowoż, pobieżny ogląd politycznej sceny, pozwala mi wysnuć wniosek, że łatwiej manipulować stadem baranów. Nawet jeśli mają wykształcenie. Jak to kiedyś dumnie brzmiało; Pani Magister. Paradoksalnie a może nie, Ludzie byli bardziej honorowi, dumni, nie posiadając wiele. Ale może o to chodzi. Nie było się o co bić, gryźć, drapać, opluwać. Nasi rodzice chyba jednak wiedzą więcej o dobrobycie. Nie mieli problemu ze znalezieniem pracy, posiadaniem mieszkania czy domu, spotykali się z przyjaciółmi, chadzali na dansingi, grali w karty i w szaroburych czasach żyli bardziej kolorowo niż my zalani kolorową propagandą (Za)chodu. Czy może raczej dalekiego dalekiego wschodu, bo teraz wszystko stamtąd. Choć propaganda była narzędziem przypisanym minionemu ustrojowi (czy aby na pewno?), to zmieniła się jedynie nomenklatura oraz sposób podania. W czasach kiedy zagrożenia były prawdziwe, troski i radości miały znaczenie. Ludzie nie udawali. Dziś żyjemy w kolorowej, globalnej bańce, która pęka co jakiś czas. Z każdym pęknięciem pozbawiając nas odrobiny człowieczeństwa i duszy. 
Żyjąc w "cywilizowanym świecie" zwyczajnie dziczejemy. Nie lubimy się nawzajem. My Ludzie.

4 komentarze:

  1. Dziś żyjemy w kolorowej, globalnej bańce, która pęka co jakiś czas. Z każdym pęknięciem pozbawiając nas odrobiny człowieczeństwa i duszy. - ładnie powiedziane, napisane raczej :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Za obecność na Wenus, oraz komplement :)

      Usuń
  2. Ładnie...po Twojemu...będę.

    OdpowiedzUsuń