niedziela, 2 lutego 2014

Pokój, miłość i nieporozumienia

"Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje..." (Pierwszy List do Koryntian)
Taa. A człowiek zupełnie odwrotnie; jest niecierpliwy, niezbyt łaskawy, zazdrosny. Szuka taniego poklasku, płytkiego zachwytu. Często unosi się pychą. Jest bezwstydny. Dąży do potwierdzenia swoich racji i poglądów. Bywa gniewny. Jest pamiętliwy. Zwłaszcza w kwestiach rozpamiętywania pretensji i żalu. Współweseli się z prawdą, kiedy prawda jest wesoła. Wiele znosi. Przestaje wierzyć czemukolwiek. Traci nadzieję. Wszystko przetrzyma. Ale już nie taki sam.
Rozmawiałam wczoraj z Niną o naszych wspólnych znajomych; małżeństwo z dwójką dzieci. On pracuje za granicą. Do domu przyjeżdża raz na dwa tygodnie. Ona zajmuje się dziećmi. Właśnie spędzają ferie w innej strefie klimatycznej. Fajnie im się układa. Są ze sobą kilkanaście lat.
Czy to jedyny sposób na udany związek? Widzieć się raz na dwa tygodnie? Kiedyś uważałam, to za głupie i niemożliwe w moim życiu...
Mając dwadzieścia lat (i przy odrobinie szczęścia, będąc choć częściowo, na utrzymaniu rodziców) jesteśmy spontaniczni, romantyczni, przebojowi, beztroscy! Jesteśmy sobą. W granicach ogólnie przyjętych norm, robimy co chcemy. Nosimy co chcemy. Swoje wnętrze urządzamy jak chcemy. Jak NAM się podoba. Wszystko co i jak robimy definiuje nas. Sprawia, że jesteśmy czarujący, interesujący, pociągający. Lub nie.
I nagle, jak grom z jasnego nieba, trafia nas strzała Amora. Spotykamy inną, wybitnie czarującą, interesującą i pociągającą jednostkę. Specjaliści mówią o trwającej około dwa lata chemii, o zakochaniu. Zwykle po tym czasie zamieszkujemy razem. Zaczynamy się dopasowywać, iść na kompromisy, poddawać się oczekiwaniom. Pewnego dnia budzimy się i nie możemy się znieść. Mimo bycia razem, każde z nas przeciąga linę na swoją stronę, wymusza swoje widzimisię. Kompromis jest do dupy.
Gdyby można być razem, ale mieszkać osobno. Zachować swoją wyjątkowość, światopogląd, odrębność. Nie wymuszać zmian. Akceptować. Spotykać się ze sobą z chęcią i przyjemnością. Bo po co bez?
Uważam, że stereotyp życia małżeńskiego (męka, udręka, zero seksu), mniej lub bardziej prawdziwy, wynika z powyższych mądrości. Większość facetów, których znam, wzniosło się na wyżyny swojego jestestwa, żeby zdobyć ukochaną kobietę. Z niepewności nie spali i chlali. Po czym, niedługo po ślubie, ukochana zaczyna być oczywistością, codziennością. Wiadomo, w dobrym tonie jest narzekanie na żonę. Jak już się ją ma :) Ten sam schemat dotyczy kobiet. Kiedy pojawia się rodzina i dom do budowania, trzeba rozdzielić przestrzeń i siły. Najpierw na NAS, rodzinę, dom, potem dla siebie. Można to ułożyć, jeśli obie strony są gotowe, do przełożenia kolejności ważności.
Czy można, żyjąc z drugą osobą, być szczęśliwym i być sobą? Według Marceliny może można; - Niecały rok pracy wyjazdowej mojego męża. Tydzień nieobecności. Powrót w sobotę rano, wyjazd w niedzielę wieczorem. Związek nieidealny, ale pełen miłości, wsparcia, dbania z obu stron. Po paru miesiącach chodzenia do pracy, powrotów do pustego domu, odrabiania lekcji, prowadzenia domu, przestałam wchodzić do salonu. Szłam spać razem z dzieckiem. Nie czytałam. Nie chciało mi się dbać o siebie, ponad niezbędne minimum. Byłam wyczerpana. Fizycznie i umysłowo. Codzienne telefony nie dawały ciepła, dotyku. Moje życie bez Niego jest puste. Łzy przy rozstaniu. Niemoc przy spotkaniu. Nie umiem teraz opisać rozpaczy...
- Twoi znajomi nie są super małżeństwem. Gdy się kocha, ważny jest dotyk, pieszczota dłoni i oczu. Ważne jest poruszanie codziennych tematów, teraz i na bieżąco, a nie gdy wieczorem jest czas na skype'a. Ważne są grille u przyjaciół, ważne przedstawienia w szkole, wizyty u babci. Ważne wspólne wieczorne wyciszenie, po ciężkim dniu. Lub kłótnia. Ważne wspólne zakupy, wspólne mycie garów i pranie. Dla nas to przeważyło. Bez siebie znikaliśmy. Nie chcieliśmy własnych, oddzielnych żyć.
Codzienność, to nuda, rutyna, katar, poranek bez makijażu, potargane (niekoniecznie podczas łóżkowych zapasów) włosy. Czasem frustracja i niezadowolenie. Ale też bliskość, dostępna jedynie dla wtajemniczonych. Wyższy stopień porozumienia i wzajemności.
Chcemy być odświętnością. Wartością dodaną. I chcemy być razem. I chcemy być sobą, ze sobą. 
I dziewczyny i chłopaki. Może jednak można?





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz